Ostatnie dni minęły pod znakiem pędzla i farby. Korzystając z tego, że ostatnimi czasy mam ten przywilej pracy w domu, postanowiłam odmienić nieco wygląd krzesła. Tylko nieco, bo moim zamiarem było zdrapanie farby z ramy krzesła i jedynie delikatnie pobielenie. Kiedyś przyjdzie czas na tapicerkę - ale jeszcze nie teraz, gdyż nie mam ku temu odpowiednich narzędzi oraz bladego pojęcia jak się za to wziąć ( ale na wszystko przyjdzie czas) ;). A zatem do rzeczy.
Tak wyglądało krzesło przed
Niby nie jest źle, ale mnie się jakoś opatrzyło. Zatem pełna chęci i zapału, z papierem ściernym w dłoni zabrałam się do pracy. Jak się jednak okazało poprzedni właściciel krzesła nie żałował farby i papier ścierny to nie było to czego trzeba było tu użyć. Wiem, że niektórzy może i nie pochwalą tego pomysłu, ale uznałam, że szpachelka do kładzenia gipsu sprawdzi się lepiej w roli "drapaka". Udało się, farba zaczęła odchodzić.
Parafrazując stare powiedzenie : Pierwsza noga za płoty! ;) (Lekko nie było)
Gdy wszystkie nogi były w miarę oczyszczone przyszła pora na szlifowanie i wygładzenie ewentualnych nierówności i niewielkich pozostałości farby.
Gotowe do bielenia.
i po
(tam gdzie drewno stykało się z obiciem, zabezpieczyłam materiał taśmą malarską aby się nie pobrudził w trakcie pracy)
Malowałam farbą akrylową do metalu i drewna. Delikatnie tylko gładząc drewno gąbką nasączoną rozwodnioną farbą. Później, gdy farba już przeschła położyłam tak samo drugą warstwę. Następnie wygładziłam powierzchnię drobnoziarnistym papierem ściernym, w niektórych miejscach mocniej przecierając. Ostatnia warstwa była kładzona metodą suchego pędzla delikatnie roztartego gdzie niegdzie prawie suchą gąbką.
Końcowy efekt